No i wreszcie po raz pierwszy mi się to przydarzyło - zwolnienie lekarskie z pracy. Kaszel nie daje mi spokoju od tygodnia, jutrzejszy (a właściwie już dzisiejszy) wyjazd do Krakowa pozostał marzeniem.... Ach, jakbym chciała się wyrwać i być blisko Boga. To się nie zdarza codziennie, to się nie zdarza zawsze... tylko dzisiaj, tylko teraz, tylko raz.
Mam nadzieję, że poczuję w sobie wielkość tych wydarzeń. Wszak uroczystość odbywa się w Krakowie, ale z tego co mi wiadomo, akt przyjęcia Jezusa za Pana i Króla ma mieć swą kontynuację we wszystkich parafiach.
Poczułam się samotna. Ale może to tylko takie odczucia, wcale nie moje...
Dzisiaj rzuciło mi się w Internecie takie hasło:
Prawdziwa kobieta 1 minutę spędza przed lustrem, 5 minut przed swoją duszą i 15 minut przed Bogiem. U mnie ostatnio całkiem jest na odwrót...
sobota, 19 listopada 2016
sobota, 15 października 2016
Chęć na planowanie
Ostatnio wciąż mam ochotę, by planować. Milion myśli do zrobienia, do sprawdzenia, do wykonania... Tak się cieszę, że mam motywację. Ciężko jednak znaleźć czas. Praca i dojazdy zabierają wiele godzin. Muszę się lepiej organizować, a przede wszystkim działać, a nie tylko planować.
Chciałabym pisać ten blog. Jestem zaskoczona, że zaglądacie tutaj. Postaram się częściej pisać i przede wszystkim, zaglądać do Was. Wiem, że proszę o to już któryś tam raz z rzędu, ale zostawcie mi linki do Was :).
Ciężko jest tak wrócić i znów zacząć. Sama nie wiem, co napisać.
Dzisiaj spędzam dzień w domu. Rano byłam z mamą na zakupach - ciągle kompletuję szafę do pracy i w sumie nie tylko do pracy, bo tak naprawdę moje ubrania są już wysłużone, że nawet nie mam się w co ubrać na wyjście z przyjaciółmi. Priorytetem są dla mnie koszule. Lubię je nosić, szczególnie do spódnic.W pracy sprawdzają się świetnie - są eleganckie, można bawić się fasonami i kolorami i tworzyć ciekawe stylizacje. Chciałabym też zakupić sobie spodnie jeansowe. Większość spodni mam do kostki, a teraz jest na to za zimno.
Później sprzątnęłam dom, pomogłam w przygotowaniu obiadu. Marzy mi się kubek gorącej herbaty i książka. Jest to do zrealizowania, lecz wcześniej czas na malowanie paznokci :)
Pozdrawiam Was ciepło,
R.
Chciałabym pisać ten blog. Jestem zaskoczona, że zaglądacie tutaj. Postaram się częściej pisać i przede wszystkim, zaglądać do Was. Wiem, że proszę o to już któryś tam raz z rzędu, ale zostawcie mi linki do Was :).
Ciężko jest tak wrócić i znów zacząć. Sama nie wiem, co napisać.
Dzisiaj spędzam dzień w domu. Rano byłam z mamą na zakupach - ciągle kompletuję szafę do pracy i w sumie nie tylko do pracy, bo tak naprawdę moje ubrania są już wysłużone, że nawet nie mam się w co ubrać na wyjście z przyjaciółmi. Priorytetem są dla mnie koszule. Lubię je nosić, szczególnie do spódnic.W pracy sprawdzają się świetnie - są eleganckie, można bawić się fasonami i kolorami i tworzyć ciekawe stylizacje. Chciałabym też zakupić sobie spodnie jeansowe. Większość spodni mam do kostki, a teraz jest na to za zimno.
Później sprzątnęłam dom, pomogłam w przygotowaniu obiadu. Marzy mi się kubek gorącej herbaty i książka. Jest to do zrealizowania, lecz wcześniej czas na malowanie paznokci :)
Pozdrawiam Was ciepło,
R.
niedziela, 9 października 2016
Powrót
Jestem po tak długim czasie nieobecności. Jeej, czy ktoś mnie jeszcze pamięta? Myślę nad tym, co mogę zrobić, żeby miejsce to znów zakwitło. Ciekawe, czy ktoś tu zaglądał, gdy mnie nie było.
Chciałabym bardziej sprywatyzować tego bloga. Chciałabym mieć swoje miejsce w sieci, które będzie zbiorem inspiracji przede wszystkim dla mnie.
Zobaczymy na czym stanę, ale jedno jest pewne: chcę pisać. Gdy zajrzałam do starych postów zobaczyłam, że wszystkie zapisane uczucia powróciły w jednej chwili. Uważam, że jest to niesamowity rodzaj przechowywania wspomnień. Tak naprawdę ma się do niego dostęp bez względu na miejsce...
U mnie dużo się zmieniło. Skończyłam studia, znalazłam pracę. Nie mam też chłopaka.
Tak mi ciężko wrócić do pisania, właściwie to nie mam co napisać dzisiaj. Chciałabym wiedzieć, czy ktoś tu zagląda? :)
Chciałabym bardziej sprywatyzować tego bloga. Chciałabym mieć swoje miejsce w sieci, które będzie zbiorem inspiracji przede wszystkim dla mnie.
Zobaczymy na czym stanę, ale jedno jest pewne: chcę pisać. Gdy zajrzałam do starych postów zobaczyłam, że wszystkie zapisane uczucia powróciły w jednej chwili. Uważam, że jest to niesamowity rodzaj przechowywania wspomnień. Tak naprawdę ma się do niego dostęp bez względu na miejsce...
U mnie dużo się zmieniło. Skończyłam studia, znalazłam pracę. Nie mam też chłopaka.
Tak mi ciężko wrócić do pisania, właściwie to nie mam co napisać dzisiaj. Chciałabym wiedzieć, czy ktoś tu zagląda? :)
niedziela, 5 czerwca 2016
Czerwiec #1
Mam plan, by dać z siebie wszystko. By żyć jak najlepiej się da. Robić to, co się kocha. Śmiać się z całych sił, do utraty tchu. Gonić szczęście. Niech tak będzie. Na początek tego tygodnia postanawiam, że nie poddam się.
A dzisiaj czeka mnie: trening, przygotowanie się do jutra, a jutro - wyzwanie!
A dzisiaj czeka mnie: trening, przygotowanie się do jutra, a jutro - wyzwanie!
piątek, 6 maja 2016
Blogowy Maj #2
Przepiękna pogoda na dworze! Cieszę się strasznie.
Nie udało mi się pisać, tak jak chciałam, ale nie poddaję się. Pomimo, że ostatnie dni spędziłam w samotności, to jednak trochę pochłonął mnie wir pracy. Maluję obraz i to, póki co jest moim priorytetem. Na 29 muszę namalować kolejny... Chciałabym także namalować prezent ślubny dla przyjaciółki - na 28 maja.
W sumie dlaczego miałoby się to nie udać? Muszę się postarać i zmobilizować. Mam ochotę pobyć na świeżym powietrzu, chłonąć wiosnę całą parą, czytać w słońcu, żyć. Za chwilę zmykam na rysunek. Wreszcie spotkam się z moimi cudownymi ludźmi.
Marzy mi się fotografia. W pełni znaczenia tego słowa. Chcę robić zdjęcia, bawić się aparatem, uwieczniać chwile... tylko jak, jak zacząć?
Jutro na pewno się odezwę, ale teraz muszę kończyć - za 40 minut zajęcia, a ja całkiem w proszku. :)
niedziela, 1 maja 2016
Blogowy Maj #1 Matka Boża z Guadalupe
Postanowiłam w miarę możliwości pisać codziennie w maju.
Obecnie czas mija mi szybko. Na co dzień staram się pisać pracę i robić dyplom, a także jakieś drobne zlecenia, typu obrazy. Dodatkowo szukam pracy. Staram się znaleźć coś choćby na chwilę - interesują mnie również praktyki. Obronę mam we wrześniu, jednak magisterkę muszę oddać do końca czerwca. Dlatego też w wakacje planuję spędzić na swojej stancji, pracując. Mam obecnie dwie oferty na oku. Pierwsza to praca w agencji reklamowej jako grafik. Lokalizacja to miejscowość niedaleko mojego miasta studenckiego, 10 km od miejsca mojego zamieszkania. Jest dojazd autobusowy, dobre połączenie. Druga opcja to praca w firmie programistycznej, jednak początkowo byłby to praktyki. Firma prestiżowa, w mieście, w którym studiuję. Stanowisko podobne - jako grafik. Warto dodać, że firma mieści się w tak cudownym, nowoczesnym budynku - w środku też, wszystko ekskluzywne i nowoczesne. Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie. CV i portfolio wysłane, pozostaje czekać.
Dzisiaj w moim kościele jest dzień poświęcony Matce Bożej z Guadalupe. Ten cudowny obraz mieliśmy okazję gościć w swojej parafii. Z racji tego wydarzenia, a także początku miesiąca powzięłam sobie postanowienia, które zamierzam konsekwentnie realizować. :) Cieszę się, naprawdę się cieszę. I chociaż czegoś wciąż mi brak, to jednak wiem, że warto żyć i celebrować każdą chwilę. Nawet jeśli czegoś brakuje, to trzeba cieszyć się z tego, co się ma.
Obecnie czas mija mi szybko. Na co dzień staram się pisać pracę i robić dyplom, a także jakieś drobne zlecenia, typu obrazy. Dodatkowo szukam pracy. Staram się znaleźć coś choćby na chwilę - interesują mnie również praktyki. Obronę mam we wrześniu, jednak magisterkę muszę oddać do końca czerwca. Dlatego też w wakacje planuję spędzić na swojej stancji, pracując. Mam obecnie dwie oferty na oku. Pierwsza to praca w agencji reklamowej jako grafik. Lokalizacja to miejscowość niedaleko mojego miasta studenckiego, 10 km od miejsca mojego zamieszkania. Jest dojazd autobusowy, dobre połączenie. Druga opcja to praca w firmie programistycznej, jednak początkowo byłby to praktyki. Firma prestiżowa, w mieście, w którym studiuję. Stanowisko podobne - jako grafik. Warto dodać, że firma mieści się w tak cudownym, nowoczesnym budynku - w środku też, wszystko ekskluzywne i nowoczesne. Zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie. CV i portfolio wysłane, pozostaje czekać.
Dzisiaj w moim kościele jest dzień poświęcony Matce Bożej z Guadalupe. Ten cudowny obraz mieliśmy okazję gościć w swojej parafii. Z racji tego wydarzenia, a także początku miesiąca powzięłam sobie postanowienia, które zamierzam konsekwentnie realizować. :) Cieszę się, naprawdę się cieszę. I chociaż czegoś wciąż mi brak, to jednak wiem, że warto żyć i celebrować każdą chwilę. Nawet jeśli czegoś brakuje, to trzeba cieszyć się z tego, co się ma.
"Obraz Niepokalanej Dziewicy z Guadalupe jest znakiem wzywającym wszystkich ludzi do nawrócenia, aby każdego dnia przez modlitwę i pracę, podejmowali trud życia według wymagań Ewangelii."*
Pamiętaj, o najłaskawsza Dziewico z Guadalupe, że w swoich objawieniach na Górze Tepeyac
obiecałaś okazać litość i współczucie dla wszystkich,
którzy szukają u Ciebie pomocy i ochrony.
Wspominając na to, wysłuchaj naszych próśb i daj nam pocieszenie i ulgę.
Jesteśmy pełni nadziei, że powierzając się twojej pomocy,
nic nie może nas zmartwić lub zaatakować.
Tak jak pozostałaś z nami przez Twój godny podziwu Obraz,
tak też wyjednaj nam łaski, o które prosimy.
Amen.
W niedzielnej radości pozdrawiam Was i życzę miłego dnia! :)
*http://adonai.pl/cuda/?id=8 Zachęcam do przeczytania tego artykułu.
poniedziałek, 21 marca 2016
Rozłożyło mnie
No i ustałam w walce. Rozłożyło mnie. Taka byłam szczęśliwa, że mnie to nie tyczy, że jakoś się ochraniałam od wszelkich chorób, ale tym razem złapało mnie takie choróbsko, że przypomniałam sobie po trzech latach wolności od nawet zwykłych przeziębień, co to znaczy chorować. W czwartek i piątek nie było mowy o jedzeniu, tak więc dwa dni nic nie jadłam. O herbacie nie myślę do dzisiaj, jakoś mnie odrzuca, więc piję tylko sok. Siły mam zerowe, a w czwartek każda próba podniesienia głowy z poduszki, kończyła się zawrotami głowy i mdłościami. Dobrze, że P. przyjechał wieczorem, zaopiekował się mną, przypilnował, gdy poszłam się umyć, bo byłam sama w domu.
Na weekend wróciłam do domu rodzinnego, ale to był gwóźdź do trumny. Mama chciała na zakupy pojechać, no i widząc, jak jej zależy, pojechałam z nią. Trochę się doprawiłam... Dodatkowo mój chrześniak w wieku prawie siedmiu lat wreszcie wyrwał się z domu i przybył do nas na weekend. Zaplanował sobie, że przyjedzie i zostanie, pomimo że wcześniej nie było mowy o wyciągnięciu go chociażby na godzinę czy dwie bez mamy. Z przedszkolem było tak samo: nie chciał chodzić, płakał, pomimo że w domu taki z niego chojrak; aż pewnego dnia zakomunikował, że idzie i zostanie. No i został. Bez problemu.
W dwa dni radości było co niemiara. Dodatkowo do mojego brata przyjechała dziewczyna, a do mnie P., więc Chrześniak miał nową publiczność, która mogłaby doceniać jego popisy :) Dostał od P. pistolet na kapiszony, zadowolony był strasznie, zwłaszcza gdy wylatywał dymek, a on mógł go zdmuchnąć :D
Słodziak z niego niesamowity, nie chciał wracać do domu w ogóle. Najgorsze, że bałam się, że go zarażę, aż tak przy nim nie siedziałam, ale w jednym pomieszczeniu byliśmy prawie cały czas.
Na weekend wróciłam do domu rodzinnego, ale to był gwóźdź do trumny. Mama chciała na zakupy pojechać, no i widząc, jak jej zależy, pojechałam z nią. Trochę się doprawiłam... Dodatkowo mój chrześniak w wieku prawie siedmiu lat wreszcie wyrwał się z domu i przybył do nas na weekend. Zaplanował sobie, że przyjedzie i zostanie, pomimo że wcześniej nie było mowy o wyciągnięciu go chociażby na godzinę czy dwie bez mamy. Z przedszkolem było tak samo: nie chciał chodzić, płakał, pomimo że w domu taki z niego chojrak; aż pewnego dnia zakomunikował, że idzie i zostanie. No i został. Bez problemu.
W dwa dni radości było co niemiara. Dodatkowo do mojego brata przyjechała dziewczyna, a do mnie P., więc Chrześniak miał nową publiczność, która mogłaby doceniać jego popisy :) Dostał od P. pistolet na kapiszony, zadowolony był strasznie, zwłaszcza gdy wylatywał dymek, a on mógł go zdmuchnąć :D
Słodziak z niego niesamowity, nie chciał wracać do domu w ogóle. Najgorsze, że bałam się, że go zarażę, aż tak przy nim nie siedziałam, ale w jednym pomieszczeniu byliśmy prawie cały czas.
środa, 16 marca 2016
Wzrost motywacji
Wiem, że może być mroźno za oknem, ale to słońce, które wdziera się do pokoju, powoduje we mnie wzrost motywacji. Wstałam rano, zmotywowana snem o sobie. Jest prawie jedenasta, a ja jestem w trakcie wykonywania maseczek pielęgnacyjnych i po treningu. Rozplanowałam też ten dzień i zamieniam plany na działanie. Życie toczy się dalej, a ja nie zamierzam tkwić w tym samym miejscu.
W Piśmie Świętym napisane jest, że lepiej jeśli człowiek pójdzie na pogrzeb, niż na wesele. Pewnie ze względu na to, że może zastanowić się nad przemijaniem, nad sensem tego życia. Nie wykluczam, że na weselu też, ale wiadomo - pogrzeb sprzyja refleksji.
Co zamierzam w najbliższym czasie? Po pierwsze - skupić się na dyplomie i pracy magisterskiej. Tak, wciąż z tego nie wyszłam, wciąż to siedzi w mojej głowie, wciąż nie mogę się z tym uporać. Muszę bardziej wgłębić się w temat, czuję się taka pusta w środku, że nie umiem obronić swoich prac. Temat kobiet wcale nie jest prosty, motyw kobiet - strasznie rozległy. Tak więc marzec to miesiąc dokonywania ostatecznych wyborów w kwestii dyplomu.
Chciałabym też pośpieszyć magisterkę. Gdybym napisała kolejny rozdział w tym tygodniu, ostatni zostałby mi na kwiecień. I do maja miałabym całą pracę. To piękna wizja, a nawet realna. Muszę się zdyscyplinować.
Wypisałam sobie wymagania z ofert pracy w moim zawodzie. Zamierzam się sama nauczyć wszystkich rzeczy, jakie potrzebne są, by zdobyć pracę. Trzymajcie kciuki!
Niedziela, dzień pogrzebu, minęła mi w rodzinnej atmosferze. Widziałam Babcię, ale tylko trochę, nie chciałam zaglądać do trumny. Najgorszy moment to wpuszczanie ciała do grobowca. Trochę płakałam, ale trzymałam się całkiem nieźle. Najbardziej było mi żal ciotki, ona bardzo przeżyła śmierć swojej matki. Spotkanie rodzinne po pogrzebie było miłe, osobiście dla mnie motywujące. Na pogrzebie byłam sama, tak jak chciałam. Wyszło na moje, nie żałuję decyzji ani trochę.
Dzisiaj mam się całkiem nieźle. Czuję się silna, ale tak naprawdę w głębi serca, nie wierzę w śmierć mojej Babci. Jakoś ciężko się pogodzić.
W Piśmie Świętym napisane jest, że lepiej jeśli człowiek pójdzie na pogrzeb, niż na wesele. Pewnie ze względu na to, że może zastanowić się nad przemijaniem, nad sensem tego życia. Nie wykluczam, że na weselu też, ale wiadomo - pogrzeb sprzyja refleksji.
Co zamierzam w najbliższym czasie? Po pierwsze - skupić się na dyplomie i pracy magisterskiej. Tak, wciąż z tego nie wyszłam, wciąż to siedzi w mojej głowie, wciąż nie mogę się z tym uporać. Muszę bardziej wgłębić się w temat, czuję się taka pusta w środku, że nie umiem obronić swoich prac. Temat kobiet wcale nie jest prosty, motyw kobiet - strasznie rozległy. Tak więc marzec to miesiąc dokonywania ostatecznych wyborów w kwestii dyplomu.
Chciałabym też pośpieszyć magisterkę. Gdybym napisała kolejny rozdział w tym tygodniu, ostatni zostałby mi na kwiecień. I do maja miałabym całą pracę. To piękna wizja, a nawet realna. Muszę się zdyscyplinować.
Wypisałam sobie wymagania z ofert pracy w moim zawodzie. Zamierzam się sama nauczyć wszystkich rzeczy, jakie potrzebne są, by zdobyć pracę. Trzymajcie kciuki!
Niedziela, dzień pogrzebu, minęła mi w rodzinnej atmosferze. Widziałam Babcię, ale tylko trochę, nie chciałam zaglądać do trumny. Najgorszy moment to wpuszczanie ciała do grobowca. Trochę płakałam, ale trzymałam się całkiem nieźle. Najbardziej było mi żal ciotki, ona bardzo przeżyła śmierć swojej matki. Spotkanie rodzinne po pogrzebie było miłe, osobiście dla mnie motywujące. Na pogrzebie byłam sama, tak jak chciałam. Wyszło na moje, nie żałuję decyzji ani trochę.
Dzisiaj mam się całkiem nieźle. Czuję się silna, ale tak naprawdę w głębi serca, nie wierzę w śmierć mojej Babci. Jakoś ciężko się pogodzić.
sobota, 12 marca 2016
Babcia
Moja Babcia odeszła wczoraj do Wieczności. Pogrążona w smutku, nie mam co ze sobą zrobić. Nie mam ochoty na nic, ale szykować się muszę. Jutro niedziela, dzień pogrzebu. Brak mi słów...
Babciu, kocham Cię i modlę się za Ciebie.
Boże najmilszy, przyjmij ją do siebie!
A on chce iść na pogrzeb. Mimo, że tak mało zna moją rodzinę, prawie wcale. Babcie widział. I tyle. Wprasza się, pomimo, że ja tego nie chcę. Wolę być sama, nie chcę by poznawał rodzinę przy takiej okazji, nie chcę też, by oni poznawali jego. Zamiast skupiać się na pogrzebie, na Babci, na rodzinie, ja myślę o tym, jak go przekonać, że nie chcę, by szedł. On i tak zrobi, jak chce. :(:(
Babciu, kocham Cię i modlę się za Ciebie.
Boże najmilszy, przyjmij ją do siebie!
A on chce iść na pogrzeb. Mimo, że tak mało zna moją rodzinę, prawie wcale. Babcie widział. I tyle. Wprasza się, pomimo, że ja tego nie chcę. Wolę być sama, nie chcę by poznawał rodzinę przy takiej okazji, nie chcę też, by oni poznawali jego. Zamiast skupiać się na pogrzebie, na Babci, na rodzinie, ja myślę o tym, jak go przekonać, że nie chcę, by szedł. On i tak zrobi, jak chce. :(:(
sobota, 13 lutego 2016
Rozliczenie z postanowień około styczniowych
Postanowię sobie, że będę pisać i coś wypada mi niespodziewanego, życie mknie do przodu i nie piszę. :)
Nie mogę narzekać. Jest mi dobrze. Piszę do Was z domu rodzinnego, wróciłam na weekend, ale jutro już jadę do Studenckiego. Myślę o przyszłości, myślę o teraźniejszości. Tak bym chciała zatrzymać milion myśli, milion chwil spokoju i milion chwil, w których czuję, że mogę wszystko.
Sesję mam już niemal za sobą, we wtorek zmierzę się z jednym egzaminem i już. W międzyczasie zmagań z sesją byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, dostałam pracę i ją straciłam niemal tego samego dnia. A powodem był niemożliwy termin realizacji przeze mnie projektu.
Niestety nie maluję, nie robię zdjęć, jestem jakaś taka... pusta. Może macie jakieś rady na to?
A, tak w ogóle to powinnam się rozliczyć z postanowień około styczniowych.
(1) Po pierwsze, do końca miesiąca mieć cały rozdział i jeden podrozdział pracy magisterskiej.
Udało się napisać nawet dwa rozdziały i jeden podrozdział z kolejnego rozdziału :)
(2) Skończyć 6 osób w moim dyplomie. Tak idealnie je wykończyć, wyrysować. Dopiąć na ostatni guzik.
Niestety tutaj jestem daleko w tyle...
(3) Zapuścić paznokcie i ładnie pomalować.
Nie udało się zapuścić paznokcie, ale udało się pomalować. Strasznie się rozwarstwiają, są okropne, sama nie wiem, co z nimi robić.
(4) Zadbać o cerę.
Cera też przeżywa jakiś bunt.
(5) Łykać magnez.
Magnez łykam, co prawda z przerwami, ale łykam.
(6) Pójść do kina.
Do kina nie udało mi się pójść, ale wybieram się na wyjście na dwa pewne filmy, więc może się uda. :)
No cóż, chyba jutro muszę zabrać się za kolejne postanowienia. Tym razem na luty. Inaczej będę stać w miejscu. Albo zacznę sobie postanawiać coś na krótkoterminowy okres, żeby wytrwać. Z powyższej realizacji planów, nie jestem zbyt zadowolona. Co się dziwić, jak tylko jeden punkt udało mi się wypełnić w ponad stu procentach.
Nie mogę narzekać. Jest mi dobrze. Piszę do Was z domu rodzinnego, wróciłam na weekend, ale jutro już jadę do Studenckiego. Myślę o przyszłości, myślę o teraźniejszości. Tak bym chciała zatrzymać milion myśli, milion chwil spokoju i milion chwil, w których czuję, że mogę wszystko.
Sesję mam już niemal za sobą, we wtorek zmierzę się z jednym egzaminem i już. W międzyczasie zmagań z sesją byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, dostałam pracę i ją straciłam niemal tego samego dnia. A powodem był niemożliwy termin realizacji przeze mnie projektu.
Niestety nie maluję, nie robię zdjęć, jestem jakaś taka... pusta. Może macie jakieś rady na to?
A, tak w ogóle to powinnam się rozliczyć z postanowień około styczniowych.
(1) Po pierwsze, do końca miesiąca mieć cały rozdział i jeden podrozdział pracy magisterskiej.
Udało się napisać nawet dwa rozdziały i jeden podrozdział z kolejnego rozdziału :)
(2) Skończyć 6 osób w moim dyplomie. Tak idealnie je wykończyć, wyrysować. Dopiąć na ostatni guzik.
Niestety tutaj jestem daleko w tyle...
Nie udało się zapuścić paznokcie, ale udało się pomalować. Strasznie się rozwarstwiają, są okropne, sama nie wiem, co z nimi robić.
Cera też przeżywa jakiś bunt.
Magnez łykam, co prawda z przerwami, ale łykam.
Do kina nie udało mi się pójść, ale wybieram się na wyjście na dwa pewne filmy, więc może się uda. :)
No cóż, chyba jutro muszę zabrać się za kolejne postanowienia. Tym razem na luty. Inaczej będę stać w miejscu. Albo zacznę sobie postanawiać coś na krótkoterminowy okres, żeby wytrwać. Z powyższej realizacji planów, nie jestem zbyt zadowolona. Co się dziwić, jak tylko jeden punkt udało mi się wypełnić w ponad stu procentach.
piątek, 22 stycznia 2016
Rodzina, dyplom, ja
Z babcią wszystko dobrze. Całe szczęście. Dziękuję wszystkim za wsparcie.
Druga babcia niemal od września leży przykuta do łóżka. Niestety, mama mojego chrześniaka jest w szpitalu. Przypomnę, że jest w ciąży z drugim synkiem - to już siódmy miesiąc. Wcześniej poroniła, więc martwię się niesamowicie. W tym tygodniu zamierzam pojechać im pomóc, bo jakoś się zrobiło nieciekawie ze wszystkim. Chrześniak mieszka z babcią, babcią nie ma się kto zająć, a on sam nie chce jeść obiadów w szkole, bo niesłone. I tak chodzi głodny, nie ma kto ugotować, totalna masakra. Postanowiłam coś im ugotować i pojechać. Tylko nie wiem, co... Ale mniejsza o to.
Dyplom stoi w miejscu. Jestem niemal pewna, że nie zdołam się obronić w czerwcu. Tym samym nie mam pojęcia, jak będzie z pracą. Słyszałam od niektórych w rodzinie, co do moich studiów, że za długo trwają, że powinnam iść do pracy już, że wszyscy(!) czekają, aż skończę studia. Ech. Mam nadzieję, że uda mi się obronić w czerwcu, co graniczy z cudem. Sam promotor wspomniał, że czeka mnie wrzesień. Chciałabym zamknąć ten rozdział w czerwcu i szukać pracy. Teraz zrezygnowałam z pracy, by móc się obronić, jak najszybciej. Nie powiem, przybiło mnie to trochę.
Poza tym jest pięknie. Czuję się cudownie, zimna na mnie pozytywnie wpływa. Mam ochotę na ćwiczenia, muszę się zmusić by przerodzić to w czyn, bo strasznie ciężko odkleić się od łóżka. Mam ochotę dbać o siebie. Jestem już po drugiej wizycie u dentysty. Czeka mnie kolejna, ostatnia chyba już - na początku marca. Codziennie biorę magnez i piję szklankę wody ciepłej z cytryną. Trochę czytam, rysuję, czuję, że żyję... :) Cieszę się, ot i tyle. :)
Uciekam sprzątnąć pokój i ogarnąć siebie. :)
Druga babcia niemal od września leży przykuta do łóżka. Niestety, mama mojego chrześniaka jest w szpitalu. Przypomnę, że jest w ciąży z drugim synkiem - to już siódmy miesiąc. Wcześniej poroniła, więc martwię się niesamowicie. W tym tygodniu zamierzam pojechać im pomóc, bo jakoś się zrobiło nieciekawie ze wszystkim. Chrześniak mieszka z babcią, babcią nie ma się kto zająć, a on sam nie chce jeść obiadów w szkole, bo niesłone. I tak chodzi głodny, nie ma kto ugotować, totalna masakra. Postanowiłam coś im ugotować i pojechać. Tylko nie wiem, co... Ale mniejsza o to.
Dyplom stoi w miejscu. Jestem niemal pewna, że nie zdołam się obronić w czerwcu. Tym samym nie mam pojęcia, jak będzie z pracą. Słyszałam od niektórych w rodzinie, co do moich studiów, że za długo trwają, że powinnam iść do pracy już, że wszyscy(!) czekają, aż skończę studia. Ech. Mam nadzieję, że uda mi się obronić w czerwcu, co graniczy z cudem. Sam promotor wspomniał, że czeka mnie wrzesień. Chciałabym zamknąć ten rozdział w czerwcu i szukać pracy. Teraz zrezygnowałam z pracy, by móc się obronić, jak najszybciej. Nie powiem, przybiło mnie to trochę.
Poza tym jest pięknie. Czuję się cudownie, zimna na mnie pozytywnie wpływa. Mam ochotę na ćwiczenia, muszę się zmusić by przerodzić to w czyn, bo strasznie ciężko odkleić się od łóżka. Mam ochotę dbać o siebie. Jestem już po drugiej wizycie u dentysty. Czeka mnie kolejna, ostatnia chyba już - na początku marca. Codziennie biorę magnez i piję szklankę wody ciepłej z cytryną. Trochę czytam, rysuję, czuję, że żyję... :) Cieszę się, ot i tyle. :)
Uciekam sprzątnąć pokój i ogarnąć siebie. :)
sobota, 16 stycznia 2016
Styczeń - wyzwanie.
Chyba motywacja w styczniu wzrosła mi o sto procent. Wkrótce oddam rozdział nr jeden, na dyplom mam koncepcję już też, byłam u dentysty... Oby tak dalej.
Co bym chciała zrealizować w tym miesiącu?
(1) Po pierwsze, do końca miesiąca mieć cały rozdział i jeden podrozdział pracy magisterskiej.
(2) Skończyć 6 osób w moim dyplomie. Tak idealnie je wykończyć, wyrysować. Dopiąć na ostatni guzik.
(3) Zapuścić paznokcie i ładnie pomalować.
(4) Zadbać o cerę.
(5) Łykać magnez.
(6) Pójść do kina.
Co bym chciała zrealizować w tym miesiącu?
(1) Po pierwsze, do końca miesiąca mieć cały rozdział i jeden podrozdział pracy magisterskiej.
(2) Skończyć 6 osób w moim dyplomie. Tak idealnie je wykończyć, wyrysować. Dopiąć na ostatni guzik.
(3) Zapuścić paznokcie i ładnie pomalować.
(4) Zadbać o cerę.
(5) Łykać magnez.
(6) Pójść do kina.
czwartek, 7 stycznia 2016
Trzej Królowie!
Kika dni mnie nie było. Co się działo?
Wciąż jestem w czasie okresu świątecznego, ale tylko do dzisiaj - jutro idę na uczelnię po raz pierwszy w tym roku. Cieszę się niesamowicie, bo stęskniłam się za klimatem uczelni i wspaniałymi ludźmi. Nie wyobrażam sobie, że za kilka miesięcy, każde z nas pójdzie w inną stronę...
Święto Trzech Króli, czyli Objawienie Pańskie w tym roku spędzałam radośnie - tzn., czułam jakąś wewnętrzne szczęście w sobie. Orszak, który przechodził po raz pierwszy przez moje miasto, dodał mi nadziei, wiary i radości. Jednak ten dzień, zaczął się nieco niepokojącą wiadomością. Babcia zadzwoniła, że bardzo źle się czuje, prosiła mamę o przyjazd. Skoro Babci dzwoni i prosi o podwiezienie do szpitala - to o czymś świadczy. Wiedziałam, że dolegliwości są poważne, zwłaszcza,że brzuch bolał ją od kilku dni i była zapisana na następny dzień do lekarza. Rodzice wsiedli w auto i udali się ratować Babcię. Mieli zawieźć ją na pogotowie. Ciotka, pielęgniarka, z troską zadzwoniła do Babci i powiedziała, żeby przygotowała sobie jakieś ubrania na zmianę, bo może zostać w szpitalu. I na słowo "szpital", Babcia wyzdrowiała... niestety nie udało się rodzicom zawieźć Babci na pogotowie. Dzisiaj była u lekarza. Póki co czeka na kolejkę w szpitalu. Będzie mieć wykonane badania - gastroskopię i kolonoskopię. Strasznie się stresuję, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Rano jadę do miasta studenckiego. Chciałabym zostać tam do niedzieli, albo soboty, ale zobaczymy jak będzie. Mam zaproszenie na urodziny do koleżanki z roku.
W dzień poprzedzający święto, P. urządził kolację. A dokładniej obiad w porze kolacji. Zastawiony stół, biały obrus, świeca... do tego ugotował obiad - były dwa dania i zrobił ciasto 3bit. Zobaczymy, jak będzie dalej, mimo to zostałam miło zaskoczona tego dnia. Na razie trzymam się na dystans i chcę wierzyć, że coś się z jego strony zmieniło... oby!
Wciąż jestem w czasie okresu świątecznego, ale tylko do dzisiaj - jutro idę na uczelnię po raz pierwszy w tym roku. Cieszę się niesamowicie, bo stęskniłam się za klimatem uczelni i wspaniałymi ludźmi. Nie wyobrażam sobie, że za kilka miesięcy, każde z nas pójdzie w inną stronę...
Święto Trzech Króli, czyli Objawienie Pańskie w tym roku spędzałam radośnie - tzn., czułam jakąś wewnętrzne szczęście w sobie. Orszak, który przechodził po raz pierwszy przez moje miasto, dodał mi nadziei, wiary i radości. Jednak ten dzień, zaczął się nieco niepokojącą wiadomością. Babcia zadzwoniła, że bardzo źle się czuje, prosiła mamę o przyjazd. Skoro Babci dzwoni i prosi o podwiezienie do szpitala - to o czymś świadczy. Wiedziałam, że dolegliwości są poważne, zwłaszcza,że brzuch bolał ją od kilku dni i była zapisana na następny dzień do lekarza. Rodzice wsiedli w auto i udali się ratować Babcię. Mieli zawieźć ją na pogotowie. Ciotka, pielęgniarka, z troską zadzwoniła do Babci i powiedziała, żeby przygotowała sobie jakieś ubrania na zmianę, bo może zostać w szpitalu. I na słowo "szpital", Babcia wyzdrowiała... niestety nie udało się rodzicom zawieźć Babci na pogotowie. Dzisiaj była u lekarza. Póki co czeka na kolejkę w szpitalu. Będzie mieć wykonane badania - gastroskopię i kolonoskopię. Strasznie się stresuję, ale mam nadzieję, że wszystko będzie dobrze.
Rano jadę do miasta studenckiego. Chciałabym zostać tam do niedzieli, albo soboty, ale zobaczymy jak będzie. Mam zaproszenie na urodziny do koleżanki z roku.
W dzień poprzedzający święto, P. urządził kolację. A dokładniej obiad w porze kolacji. Zastawiony stół, biały obrus, świeca... do tego ugotował obiad - były dwa dania i zrobił ciasto 3bit. Zobaczymy, jak będzie dalej, mimo to zostałam miło zaskoczona tego dnia. Na razie trzymam się na dystans i chcę wierzyć, że coś się z jego strony zmieniło... oby!
sobota, 2 stycznia 2016
Sylwester 2015
Sylwester mogę zaliczyć do najlepszych w życiu. Pierwszy raz w życiu byłam na imprezie zorganizowanej, w ogóle pierwszy raz od swojej 18 opuściłam dom, poza poprzednim rokiem. Jednak rok temu byłam u P., świętowaliśmy Nowy Rok z jego rodzicami, siostrą i jej przyjacielem.
Tym razem dałam się zaprosić na bal sylwestrowy. Impreza była oddalona o jakieś 10 km od mojego miasta studenckiego. Było 55 innych par. Była fajna muzyka, bardzo podobała mi się orkiestra - mieli w składzie nawet saksofonistę! Przepyszne jedzenie, które pozwoliło mi na brak umiaru, ale co tam... postanowienia można przełożyć na "od drugiego":) Wytańczyłam się z nim, jak nigdy w życiu, było naprawdę fantastycznie! Miałam wątpliwości, czy iść, czy chcę tego właśnie z nim, czy możemy... ale zgodziłam się na tę propozycję.
Tata, gdy się dowiedział, że idę z nim na Sylwestra, nakazał mi wręcz wyjście na zakupy. Dał forsę na sukienkę i nie było opcji, musiałam coś kupić. Z braku laku wybrałam kieckę, która prezentowała się na mnie tak:
Tym razem dałam się zaprosić na bal sylwestrowy. Impreza była oddalona o jakieś 10 km od mojego miasta studenckiego. Było 55 innych par. Była fajna muzyka, bardzo podobała mi się orkiestra - mieli w składzie nawet saksofonistę! Przepyszne jedzenie, które pozwoliło mi na brak umiaru, ale co tam... postanowienia można przełożyć na "od drugiego":) Wytańczyłam się z nim, jak nigdy w życiu, było naprawdę fantastycznie! Miałam wątpliwości, czy iść, czy chcę tego właśnie z nim, czy możemy... ale zgodziłam się na tę propozycję.
Tata, gdy się dowiedział, że idę z nim na Sylwestra, nakazał mi wręcz wyjście na zakupy. Dał forsę na sukienkę i nie było opcji, musiałam coś kupić. Z braku laku wybrałam kieckę, która prezentowała się na mnie tak:
Zdjęcie z przymierzalni. Mam na sobie spodnie. Szkoda, że nie była nieco dłuższa w talii. No ale... ;) Do tego miałam perłowe kolczyki i perełki na szyję. Nie było cudownie, ale jakoś było, jak na fakt, że wszystko sobie zorganizowałam tego samego dnia. :) Muszę za to przyznać, że makijaż mi wyszedł całkiem nieźle. Póki co jestem początkująca w tym temacie, ale powoli się uczę. Na pewno w przyszłości zainwestuję w jakąś dobrą paletkę cieni i pędzle, ale na razie z powodów finansowych wstrzymuję tego typu wydatki.
Poznałam nowe osoby na tej imprezie. Było naprawdę cudownie! :)
Co do "nas", to jest jak jest. Niby lepiej, ale wcale nie lepiej. Nie jest moim chłopakiem. Spotykamy się. Ja ze swojej strony mogę powiedzieć tylko tyle, że zależy mi. Ale to nic nie znaczy.
Subskrybuj:
Posty (Atom)