sobota, 13 lutego 2016

Rozliczenie z postanowień około styczniowych

Postanowię sobie, że będę pisać i coś wypada mi niespodziewanego, życie mknie do przodu i nie piszę. :)
Nie mogę narzekać. Jest mi dobrze. Piszę do Was z domu rodzinnego, wróciłam na weekend, ale jutro już jadę do Studenckiego. Myślę o przyszłości, myślę o teraźniejszości. Tak bym chciała zatrzymać milion myśli, milion chwil spokoju i milion chwil, w których czuję, że mogę wszystko.

Sesję mam już niemal za sobą, we wtorek zmierzę się z jednym egzaminem i już. W międzyczasie zmagań z sesją byłam na rozmowie kwalifikacyjnej, dostałam pracę i ją straciłam niemal tego samego dnia. A powodem był niemożliwy termin realizacji przeze mnie projektu.

Niestety nie maluję, nie robię zdjęć, jestem jakaś taka... pusta. Może macie jakieś rady na to?

A, tak w ogóle to powinnam się rozliczyć z postanowień około styczniowych.

(1) Po pierwsze, do końca miesiąca mieć cały rozdział i jeden podrozdział pracy magisterskiej.

Udało się napisać nawet dwa rozdziały i jeden podrozdział z kolejnego rozdziału :)

(2) Skończyć 6 osób w moim dyplomie. Tak idealnie je wykończyć, wyrysować. Dopiąć na ostatni guzik.


Niestety tutaj jestem daleko w tyle...


(3) Zapuścić paznokcie i ładnie pomalować.

Nie udało się zapuścić paznokcie, ale udało się pomalować. Strasznie się rozwarstwiają, są okropne, sama nie wiem, co z nimi robić.


(4) Zadbać o cerę.

Cera też przeżywa jakiś bunt.


(5) Łykać magnez.

Magnez łykam, co prawda z przerwami, ale łykam.


(6) Pójść do kina.

Do kina nie udało mi się pójść, ale wybieram się na wyjście na dwa pewne filmy, więc może się uda. :)


No cóż, chyba jutro muszę zabrać się za kolejne postanowienia. Tym razem na luty. Inaczej będę stać w miejscu. Albo zacznę sobie postanawiać coś na krótkoterminowy okres, żeby wytrwać. Z powyższej realizacji planów, nie jestem zbyt zadowolona. Co się dziwić, jak tylko jeden punkt udało mi się wypełnić w ponad stu procentach.