sobota, 27 września 2014

Mam mieszkanie!

Pada. Smutna, ponura sobota. Siedzę pod kocem i kubkiem gorącej herbaty. Właściwie to już z ostatnim łykiem. Nie mam ochoty wstać. Piętrzący się bałagan mnie denerwuje, ale co zrobić - samo się nie posprząta. Źle wyglądam. Jestem niewyspana po całym dniu z Panem P. Z miłą chęcią położyłabym się do łóżka, ale ten bałagan wkoło mnie rozprasza na tyle, że zaraz wstanę i zrobię porządek.

Co u mnie? Nie miałam czasu napisać, ale znalazłam mieszkanie. W sumie poszło szybko - Brat napisał mi smsa, żebym weszła na fb, bo jest mieszkanie dla mnie i podesłał link. Gdy zobaczyłam pokój, byłam zdecydowana na 85 procent. Umówiłam się na spotkanie z dziewczyną, która wynajmuje to mieszkanie, zobaczyłam je i podjęłam decyzję. Wychodząc, byłam zadowolona, ucieszona i zaraz zadzwoniłam do Brata, a później do Mamy. Obje mówili, że jak mi się podoba, to "brać". Za chwilę zadzwoniłam do współlokatorki i poinformowałam ją o tym, a ona stwierdziła, że wydawałam się najfajniejsza i poczuła, że się dogadamy.

W mieszkaniu znajdują się podstawowe rzeczy, a mój pokój wydaje się być przytulny. Łazienka i pokój dla mnie są ładne, kuchnia nieco gorsza, ale za to duża, przestronna. Mam nową szafę, biurko, nowe łóżko i fotel z krzesłem. Dodatkowo przywiozę sobie półkę wiszącą i komodę, o ile zdołam ją opróżnić, bo póki co znajdują się w niej graty na strychu ;) Muszę zaopatrzyć się w sztućce, talerze, kubki, garnki, itp. rzeczy. Nie wiem, czy mam jakąś kołdrę, bo z tego co wiem, komuś została oddana moja poprzednia z mieszkania u ciotki. Jestem zadowolona. Współlokatorka wydaje się być w porządku. Miła, sympatyczna, rozgadana. Pracuje od 8-16, także jest szansa, że będziemy się mijać. Poza tym w mieszkaniu są dwa koty ;)

Myślę, że będzie mi się tam nieźle mieszkać. Jest to nowe budownictwo, ładne i spokojne osiedle, blisko uczelni - jakieś 7 minut. :) Wkrótce dodam zdjęcia, pokażę Wam więcej.
Tymczasem idę sprzątać i odwiedzać Wasze blogi. :)

niedziela, 21 września 2014

O codzienności

Wybaczcie, ale codzienność pochłonęła mnie na tyle, że nie zdołałam napisać nic o pielgrzymce. Zwyczajnie nie zdążyłam, ale jest to do nadrobienia.

Ostatni tydzień spędziłam niemal całkowicie na uczelni. Przygotowania do egzaminu były męczące, długie, czasochłonne i pracowite. Na szczęście zaliczyłam na 4, co w moim przypadku obniża mi średnią, ale cieszę się, że mam to za sobą. Ocena mnie satysfakcjonuje na tyle, że zamierzam złożyć papiery o stypendium. A co tam, oprócz dwóch 4, jednej 4+ mam same 5. Skorzystam z tego, bo nie powiem - dodatkowe źródło dochodu się przyda, zwłaszcza teraz, gdy planuję wynająć mieszkanie. Co prawda potrzebuję "osiągnięć", bo mam ich niewiele, dlatego w najbliższych dniach planuję poszerzyć swoją działalność artystyczną o blog. Nie wiem, czy to dobry pomysł, ale tylko to mi przychodzi do głowy - a wiem, że jest to punktowane. Poza tym uwielbiam blogowanie, więc dodatkowo takie zajęcie może być dla mnie przyjemnością. Oczywiście z tego bloga nie zrezygnuję i mam nadzieję, że moją nieobecność wkrótce nadrobię.





Zaliczony egzamin i praca w warsztacie mają swoje konsekwencje: połamane paznokcie. Rozdwajają się na całej płytce, czuję się bezradna wobec tego faktu i naprawdę, muszę coś z tym zrobić, bo nigdy nie uda mi się wrócić do paznokci sprzed kilku miesięcy. Smarowanie kremem dłoni, olejowanie paznokci i odżywka Eveline to podstawa i obiecuję, że wkrótce się za to wezmę.





5 października mamy cztery śluby i wesela... na nasze nieszczęście, będziemy musieli komuś odmówić, a tak naprawdę jest bardzo ciężko zdecydować się gdzie iść, bo wszystkie osoby są bliskie. Nie wiem też, ile dać w kopertę jeśli zamierzam do koleżanki iść na jeden dzień w poprawiny. Nie mam zbyt wiele pieniędzy, przeprowadzka i studia mogą nadszarpnąć budżet. Zobaczymy jak się to wszystko ułoży... :)

Dzisiaj chaotycznie, bo wiele się dzieje, ale nadrabiam zaległości i zamierzam pisać na bieżąco.

piątek, 19 września 2014

19 września



Nie wiem, czy to Ten, na którego czekałam. Czuję, że tak. Szkoda, że nie możemy się cieszyć, szkoda, że są łzy i smutek, szkoda, że się nie rozumiemy. Rok minął. Jaki będzie kolejny?

środa, 10 września 2014

Przed pielgrzymką

Domowe obowiązki i pieczenie babeczek zajęły mi sporo czasu w sobotę. Byłam zmęczona, więc po prysznicu marzyłam o ciepłym łóżku. Tymczasem Pan Przystankowy postanowił mi zrobić niespodziankę i przybył do mnie, niemal bez uprzedzenia. Ledwo co zdążyłam założyć bieliznę, a on już stał pod mym domem. Ubrana w cokolwiek wyszłam do Niego z uśmiechem. Przywitał mnie z uśmiechem, przepięknym uśmiechem, jaki widzę tylko u Niego. W ręku trzymał piękną, czerwoną różę. Tylko On... :)





Chwilę później dostałam wielką czekoladę z truskawkami.

Cieszyłam się szalenie, że przyjechał. Że jest, że mogę go widzieć, dotknąć...

I nagle usłyszałam coś, co sprawiło, że rozpłakałam się jak dziecko - powiedział, że będzie porządkowym na pielgrzymce. Marzenia o wspólnym wyjściu i pielgrzymowaniu w tamtym momencie legły w gruzach. Nie wyobrażałam sobie iść sama 25km z grupą nieznajomych ludzi z Jego parafii, na którą się zdecydowałam by iść z Nim. Przecież porządkowi idą kila metrów dalej od grupy! Zmartwiona i zapłakana wtuliłam się w Jego ramiona. Czułam, jakby szczęście na chwile się zatrzymało. Gdy wrócił do domu zostałam z tymi myślami sama. Miałam zrezygnować, ale w sumie to pielgrzymka, a nie wspólne wakacje. Idę tam wielbić Boga i Najświętszą Panienkę, a nie na randkę. On jest dopełnieniem tego wszystkiego, jest moim towarzyszem w drodze do Matki Bożej Kębelskiej. Zasnęłam spoglądając na piękną różę, która pozostała mi z tymi myślami.






A jak było na pielgrzymce? O tym już wkrótce... :)

sobota, 6 września 2014

Czy to nie jesień?

Dzisiejsza pogoda przypomina wreszcie letnie dni. Wszak kalendarzowe lato nadal trwa, pogoda za oknem bywała kapryśna, a zimne noce zwiastowały zbliżającą się jesień... Gdy patrzę za okno na kasztanowca, widzę złote liście, co prawda to zaraza, ale zanim to do mnie dotrze, to z niedowierzaniem patrzę przez kilka sekund z zapytaniem "czy to już?".

Nie chcę myśleć o jesieni. Jesień nic nie znaczy - przecież najlepsze wciąż przed nami: wspólnie spędzone dni i wieczory, cieplejsze, ale wciąż jeszcze - sukienki, słońce - może nie upalne, ale wciąż złociste i promienne. Zresztą, jesień też ma swój urok i to jest piękne. Barwy natury z niczym innym nieporównywalne. Piękno tego świata. Po prostu...

Dla Nas jesień znaczy coś więcej... bo to właśnie rok temu spotkaliśmy się pierwszy raz. Ale o tym innym razem... :)





Dni mijają mi pracowicie. Z uśmiechem jednak spędzam czas na uczelni, w malinach i z Panem Przystankowym. Wczoraj wywiązał się między nami temat mieszkania po ślubie. Dość często go poruszamy, chociaż żadne z nas słowo "ślub" w naszym kontekście nie używa. Oboje marzymy o domku na wsi, jednak uważamy, że na początku możemy mieszkać w mniejszym miasteczku w bloku. To jest dobra opcja, bo po pracy możemy zająć się sobą, a nie pracą przy domu. Jesteśmy w mieszkaniu, sprzątanie, gotowanie i koniec - czas dla siebie. Ja tak to widzę - wspólne wieczory, spacery, wspólne leniuchowanie, czytanie, bycie... Oczywiście marzenia o własnym ogrodzie ze słonecznikami nadal są... ale nie chcę, by to było kosztem Nas. Zresztą, wątpię, by Nas było stać wybudować dom przed ślubem, by po ślubie się od razu wprowadzić... Zobaczymy jak będzie. Ważne, że oboje mamy tak samo. Teraz pozostaje się starać, by te marzenia stały się w przyszłości rzeczywistością. :)




Co do stancji - nadal jej nie mam. ;) Szukam, dzwonię i nic. Czas pokaże, jak to się ułoży. Jutro czeka mnie pielgrzymka do Wąwolnicy - czekam na te chwile :) Także spodziewajcie się wpisu w tematyce pielgrzymowania :D

środa, 3 września 2014

O mieszkaniu i egzaminie


Wyprowadzka jest dla mnie pewnym krokiem w dorosłość. Tak właśnie się czuję - jakbym sama o siebie musiała zadbać, jakbym sama w pełni mogła o sobie decydować, jakbym nie musiała patrzeć na nic z zewnątrz. Fakt, że wyprowadzam się ze wsi do miasta tylko mnie utwierdza w przekonaniu o większych możliwościach. Wszędzie blisko. Nie muszę mieć samochodu, bo nie ma autobusu, czy busa - mogę iść pieszo na przystanek, z którego będzie coś jechało i jechać do wyznaczonego przez siebie celu. Poza tym mogę robić co chcę w swoim pokoju - i  mam nadzieję, że tak będzie :)

Egzamin, który zbliża się wielkimi krokami przyprawia mnie o dreszcze. Staram się nie martwić jednak na zapas, mając nadzieję na czas wolny i efektywną pracę. Trochę się obijam, dlatego wciąż moje grafiki nie powstały. Wpływa na mnie fakt, że ta praca strasznie odbija się na stanie moich paznokci - połamane i rozdwojone. Śmiałam się, gdy dziewczyny narzekały... wydawało mi się to takie puste, ale teraz rozumiem, jak ciężko wrócić do normalnego stanu paznokcia. No ale cóż - znajdę złoty środek na to, a co!

W ogóle to marzę o wieczorze spa. Macie pomysły jak zorganizować sobie coś takiego w domu? :) Wyobrażam sobie kąpiele przy świecach, ale cóż, nie mam wanny :D szukam alternatywy.



Jutro wybieram się do miasta studenckiego - na zajęcia i w celu poszukiwania mieszkania. Później jadę na Mszę Św. za Śp. Dziadka (to już rok!). Dzisiaj pracuję nad grafiką i widzę się z P. Kolejny dzień wakacji mija - a ja czekam na rok akademicki.