Meg, napisałaś: Nie zastanawia Cię to, że on ciągle wymaga od Ciebie, a nawet jak się starasz to tego nie widzi? Dla kogoś, kto we wszystkim znajdzie Twoją winę i wytknie Ci to przy każdej okazji, NIGDY nie będziesz dość dobra. Nawet choćbyś stawała na głowie i robiła cuda, nie zadowolisz człowieka, który jest ciągle niezadowolony z Ciebie.Oczywiście, że mnie zastanawia. Bo nie poszliśmy w niedzielę razem na Mszę Świętą, bo nie dostał ode mnie żelków, bo... Czuję, że to ja mam się starać, walczyć i podkreślać, że on jest głową, a i tak sama podejmować decyzje i troszczyć się o wspólne spędzanie czasu. Marzę, by mi powiedział, że jestem piękna, a tego nie ma, bo chodzę w tym samym makijażu dwa dni, nie mam czasu dla siebie. Poza tym na spotkaniach płaczę.
Kocia_damo, Małżonek musi być partnerem, pomagać swojej żonie, a nie stawiać bezsensowne wymagania i oczekiwać ich spełnienia. W tym roku minie siódma rocznica naszego ślubu. Przeżyliśmy z mężem sporo- moją chorobę, chwilowy brak pracy, zmaganie się z codziennością, która rzadko kiedy jest kolorowa. Dziś z cała pewnością mogę powiedzieć_ moim najlepszym przyjacielem jest mąż. Wiem, że nigdy mnie nie zawiedzie, nie skrzywdzi, nie poniży. Czy się kłócimy? Ależ tak! Nie ma par, które od czasu do czasu by się nie pokłóciły. Ale nawet kłócąc się, należy pamiętać, aby nie poniżać drugiej strony, nie wyśmiewać słabości...
Tego mi brakuje - partnerstwa. Rozumiem, ze istnieje podział obowiązków, że różnimy się od siebie, że jesteśmy stworzeni jako kobieta i mężczyzna, ale brakuje mi jego wsparcia. Ot, choćby w prostych sprawach, jak egzaminy.
Ja: "Nie zaliczyłam egzaminu",
On:"To wpłynie na nas!"
...bo będę mieć poprawkę, bo muszę jeszcze raz się przygotować, bo będę musiała iść jeszcze raz w środę na 13. Niepojęte. Zamiast być przy mnie i powiedzieć: nie martw się, poprawisz, to słyszę wyrzuty. Zazdroszczę Ci męża-przyjaciela. To coś pięknego, niesamowitego! - jak dla mnie. Masz racje, kłótnie są zawsze, ale nie należy wtedy zapominać o wartości drugiej osoby, o tym ile ona dla nas znaczy, bo liczą się dla nas nasze własne zachcianki i nasza jedynie słuszna racja.
Marta Julia, Mam nadzieję, że kiedy myślisz o swoim chłopaku to nie myślisz, że jest 'lepszy' od Ciebie, bo 'wydaje' się być być blisko wiary/kościoła... Nie chcę tutaj wzbudzić żadnych kontrowersji, ale jedną rzecz jest wierzyć w 'kościół' / chodzić na różniste spotkania / znać i przestrzegać zasad, a inną sprawą jest mieć osobistą, żywą relację z Tym, ktory ten kościoł powołał do życia, który jest źródłem życia... Mam nadzieję, że rozumiesz co mam na myśli.
Na początku znajomości zaufałam, wiedząc, że jego życie opiera się na Bogu. Widząc to, że nasze rodziny się różnią, pomimo że obie są katolickie, to z podziwem się przyglądałam jego relacji z Bogiem, którą wyniósł z domu. Teraz wiem, że relacja z Bogiem to również relacja z drugim człowiekiem, a to, że ktoś kilka razy w tygodniu chodzi do Spowiedzi Św. i odmawia wiele modlitw, nie znaczy, że jego relacja z Bogiem jest idealna. Na początku, oczywiście, uważałam tak, że jest 'lepszy', jednak teraz staram się sama rozwijać i pogłębiać swoją wiarę, a także wiedzę na temat wiary i postępując zgodnie ze swoim sumieniem, nie uważam się gorsza.
Żono, Kochana- jakąkolwiek wielką miałabyś winę i nieważne ile błędów być popełniała, to z drugiej strony one nie są też usprawiedliwieniem na takie zachowanie. Tak samo jak to,że ja siebie w tamtym momencie nie szanowałam,nie było ŻADNYM usprawiedliwieniem dla zachowania mojego męża.Nikt nie powinien wykorzystywać słabości drugiej osoby i nikt nie ma takiego prawa, wręcz przeciwnie, w związku oboje powinni siebie samych i się nawzajem inspirować do stania lepszymi.
To piękna definicja związku,
Pierwsze co to powinnaś stanąć przed lustrem i powiedzieć sobie, że jesteś piękna, atrakcyjna, WARTOŚCIOWA i zasłużyłaś na chłopaka, który będzie to doceniał. I NIE MUSISZ tkwić w związku z człowiekiem, który ciebie nie szanuje, Bóg postawił na Twojej drodze zapewne wielu innych ludzi także, ale że tego wybrałaś, to jest TWÓJ wybór. Mnie kiedyś ksiądz przy spowiedzi ochrzanił za to, że pitoliłam o woli Boga, który postawił na mojej drodze.... itd, zamast po prostu określić się, czy naprawdę CHCĘ za Męża wyjść. Spotkałam na swojej drodze przynajmniej kilku chłopaków, którzy potencjalnie byli mną zainteresowani:P Wybrałam tego jednego.Druga sprawa, to powinnaś zastanowić się, czego oczekujesz od mężczyzny, który miałby być Twoim mężem. Wyobrażasz sobie życie czterdzieści lat w jednym domu ze swoim teraźniejszym chłopakiem?! Dzień w dzień, będziecie sobie patrzeć na ręce, czepiać się siebie, krzyczeć, kłócić całymi nocami, wracać do tego samego domu. Może będziesz w ciąży i może będziesz potrzebować opieki tak jak ja, będziesz mogła na swojego chłopaka liczyć? Czy zarobi on na dom, na dzieci (on w ogóle pracuje jak ma czas rozmawiać po 6-8 h przez telefon? Na czyi koszt dzwonicie? Mieszka sam czy z rodzicami, utrzymuje się sam?) Kochana, kiedy się umyć to ja mogę nie mieć czasu, bo mam małe dziecko, któremu nie przetłumaczę, że mam podstawowe! potrzeby fizjologiczne! Adaś mi nie daje się umyć, ale on ma pół roku! Jak dorosły człowiek może nie rozumieć takich rzeczy? Jeśli rozmawiacie przez telefon, czy mówisz mu, że nie możesz teraz rozmawiać, bo chcesz się umyć/ coś zjeść/masz jutro egzamin? Jak on na to reaguje? Jeśli nie dociera raz drugi i trzeci, to rozłącz się i wyłącz telefon, nie masz obowiązku być na każde jego zawołanie, przecież masz swoje obowiązki... Tym bardziej, że nie jesteście po ślubie, nie macie siebie na wyłączność, Wasz związek to właśnie czas na rozeznawanie, czy będziecie potrafili stworzyć dobre małżeństwo, ciągle możecie się wycofać, jeżeli widzicie, że to nie ma przyszłości! To czas w pewien sposób sprawdzania siebie, czy on/ ona nadaje się na żonę/ męża, ale i na matkę/ ojca!Ciężko tak stwierdzić, gdy nie mam chwili dla siebie. Niewyspana, smutna, znużona, zapłakana... taki obraz mnie widnieje na ulicy w ostatnim czasie. Chcę wierzyć, że tak jest, że to co napisałaś w pierwszym zdaniu tego cytatu to rzeczywistość, że to JA...
Oczekuje miłości, wsparcia, zrozumienia... to tylko początek.
Nie wyobrażam sobie małżeństwa za 40 lat, bo nie tak podałam herbatę, bo nie tak stoi fotel, bo źle usiadłam. Za to wydziera się na mnie i tak, dobrze czytacie, tak właśnie jest, a te przykłady są z życia. Mam tłumaczyć to zdenerwowaniem? Niewyjaśnionymi rzeczami z przeszłości? Nie wyobrażam sobie być w ciąży, skoro nie rozumie złego samopoczucia związanego "z tymi dniami", bo to wpływa na nas, bo się nie uśmiecham, bo jestem inna.
Pracuje jako nauczyciel w przedszkolu 7 godzin tygodniowo :( Ja mam codziennie zajęcia, z których rezygnuje, bo on ma wolne. Marzę o tym, by dostał pełny etat, bym miała czas dla siebie. Chcę się realizować, póki nie mam męża i dzieci, chcę się uczyć, chcę się rozwijać. Mamy telefon w tej samej sieci, rozmowy darmowe. Zarabia przynajmniej 500zł miesięcznie, dodatkowo ma dług, który spłaca (już jest na finiszu, w tym roku go spłaci) i niestety mieszka z rodzicami. Rodzice nie dają mu pieniędzy, ale je u nich, rachunków nie płaci, sam za to utrzymuje samochód. Chciałabym, by chociaż na kilka miesięcy wyprowadził się z domu, ale już w przeszłości mieszkał poza domem, pracował w jakimś ośrodku z trudną młodzieżą. Masz rację, dorosły człowiek powinien zrozumieć, ale mam wrażenie, że do Adasia prędzej by to dotarło. Szczerze mówiąc to jem lub przygotowuję się do egzaminów rozmawiając przez telefon. Często muszę się tłumaczyć, ze chcę zjeść i przedstawić mu całą wersję wydarzeń, co będzie po tym, gdy zjem (czyli czy zadzwonię, ile zajmie mi jedzenie, co jeśli będzie dłużej, w jaki sposób dam znać).
I generalnie z tego założenia wychodziłam, że póki mu nie powiem wprost, czego chcę, i że to jest dla mnie ważne, to nie mogę mięc do niego pretensji, że nie wie o co mi chodzi albo nie rozumie. Ale jeśli wie, że coś jest dla mnie ważne, bo mu o tym powiedziałam, a jednak by to olewał, to nie miałabym wątpliwości, że mu na mnie nie zależy w ogóle i nie ciągnęłabym tego.
Chyba o tym zapomniałam. Boję się powiedzieć, że np., chcę mieć wieczór na naukę, chcę, żeby mnie odwiózł, chcę rano upiec sernik i posprzątać dom, a później się widzieć. Najlepiej gdybyśmy się widzieli od 7 rano i żebym ja po niego przyjechała i go odwiozła, ugotowała na spotkanie i cały dzień się uśmiechała. Oczywiście, tak by było najlepiej, ale jest coś takiego, jak rzeczywistości i obowiązki, a wypełnianie ich z myślą o drugiej osobie (upiorę tę sukienkę i założę na nasze spotkanie), powoduje, że te szare, codzienne obowiązki nabierają koloru. Myślę, że niezbyt jasno wyrażam to, co czuję, że nie daje mu jasnych komunikatów. Ze strachu. Tak nie może być, muszę nad tym popracować.
meg: Wiesz, że jesteś manipulowana i nie czujesz się wolna, jak sama napisałaś. To jest bardzo zła i niepokojąca sytuacja, i uwierz mi, kwestia zmiany tego nie leży w Twoim postępowaniu. Możesz naprawdę być idealną dziewczyną dla niego, ale jeśli on ma Cię tak naprawdę w nosie (a na to wygląda), to wiele nie wskórasz. Jeśli rozmawiałaś z nim i jasno powiedziałaś mu, że nie życzysz sobie takiego odnoszenia się do Ciebie, obwiniania Cię bez powodu, albo z błahych powodów, jeśli powiedziałaś mu żeby nie szantażował Cię tym, że musi przez Ciebie chodzić do spowiedzi (jego grzechy to jego sprawa, nie Twoja, chyba że go celowo prowokujesz, czy namawiasz, w co wątpię), jeśli wyraźnie powiedziałaś, że jego postępowanie Cię boli i rani, jeśli zrobiłaś to wszystko, a rozmowy nie przynoszą skutku, a dalsze kłótnie i zwalanie winy na Ciebie, to jedynym rozsądnym rozwiązaniem jest wyjść spod tej manipulacji i uwolnić się od takiej toksycznej relacji, po prostu.
Chyba niezbyt jasno mu wyraziłam moją nie-akceptację, co do jego zachowania. Płacz niewiele mówi, a ja trochę się boję. Ale co mam do stracenia? Nic. Bo albo idziemy razem do przodu i naprawiamy naszą relację, albo rozchodzimy się w swoje strony i nie marnujemy sobie czasu.
Podjęłam wstępną decyzję, że zakończę tę znajomość. Najpierw jednak pojawiła się wspólna myśl o Spowiedzi Św. Trafiliśmy razem do księdza od spraw małżeństw, on poszedł najpierw, a ja później. Dostałam wiele cennych rad, a także inne spojrzenie na naszą relacje. Jemu zależy, bo zachowuje się tak, jakby ktoś mógł mnie zabrać, dlatego moim zadaniem jest upewnienie go, że gdy pójdę na uczelnię, czy uśmiechnę się do przechodnia, nie zabije naszej relacji. Ponadto mam nie pozwalać na takie zachowania jak szantaż, wykorzystywanie emocjonalne i zastraszanie. Mam wychować faceta, bo taka jest rola kobiety. Tak, tak, usłyszałam to na Spowiedzi Św.
Tak więc podnoszę głowę do góry, zaciskam zęby i walczę o swoje. Dam sobie czas do maja, może czerwca. Zobaczymy, czy coś się zmieni. A jeśli po moim stanowczym zdaniu, że nie akceptuje szantażu i braku szacunku nic w tej kwestii się nie zmieni rozważę opcję odejścia.
Ktoś pisał, czy może do mnie pisać - mój mejl znajduje się w zakładce KONTAKT, jeśli ktoś chce, proszę śmiało pisać. :)
Otworzyłam się już bardzo na tym blogu, ale cieszę się, że jestem, że jesteście, że mnie wspieracie.
Dziękuję!